 |
 | recenzje nowego albumu 'Consolers...' |  |
konrad white1
Fan
Dołączył: 20 Wrz 2005 |
Posty: 133 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: LubLin |
|
 |
Wysłany: Pon 17:57, 07 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
Jeśli macie dostęp do recenzji, które ukazały sie w prasie typu machina, gw etc to wklejajcie tu linki dzięki
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
Cali
Słuchacz
Dołączył: 29 Mar 2008 |
Posty: 56 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: jaworzyna śląska |
|
 |
Wysłany: Czw 20:13, 24 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
carolina drama to najlepszy song jaki może być na zakończenie albumu.
a w tym momencie moim nr 1 jest these stones will shout: )
'album jest genialny' oczywiście, bo jakże mogło być inaczej ; )
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
Cali
Słuchacz
Dołączył: 29 Mar 2008 |
Posty: 56 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: jaworzyna śląska |
|
 |
Wysłany: Wto 15:50, 29 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
znalazłam recenzje na onet.pl...
THE RACONTEURS – "Consolers Of The Lonely"
Po dość marnym debiucie[ ] side-project frontmana The White Stripes podnosi wyżej poprzeczkę – co wcale nie znaczy, że padają tu rekordy godne Siergieja Bubki.
Mało zapadająca w pamięci i pachnąca odrzutami z sesji "Broken Boy Soldiers", pierwsza płyta była zaledwie kiepskim debiutem. Teraz Jack White różnicuje repertuar i udaje mu się konkretna podróż sentymentalna w przestrzeń rozpiętą między The Who i Blood, Sweat & Tears. I trzeba oddać mu honor: ta płyta brzmi nieco dojrzalej, jest jeszcze bardziej amerykańska i sprawniej zaaranżowana. Niektórych kawałków nawet fajnie się słucha: "Five on the Five" ma świetny riff, historia o Billym w "Carolina Drama" naprawdę wzrusza, są tu fajne dęciaki, fajnie brzmiące gitary, a sam White ujmuje głosem doświadczonego przez życie kowboja.
Tak czy owak, podobnie jak przy obcowaniu z dorobkiem The White Stripes, słuchaniu The Racounters towarzyszy męczące poczucie deja vu. "Consolers Of The Lonely" jest pełna tak ogranych patentów, że sprawia wrażenie propozycji dla osób o muzycznych gustach bardziej ortodoksyjnych niż polityczny ogląd świata Kim Dzong Ila. Osoby obdarzone pamięcią absolutną znajdą milion powodów, by tę płytę odpuścić sobie zupełnie. Pożyteczniej będzie chyba pogrzebać w poszukiwaniu nagrań z zapomnianą psychodelią czy blues rockiem, pamiętających czasy kiedy Richard Nixon był jeszcze senatorem. Rockowy revival uprawiany przez formacje pokroju The Raconteurs ma jednak jeden plus: ich wyprodukowane bez zarzutu płyty kupić łatwiej niż klasykę, o której mało kto pamięta. Rzecz dla leniwych, nie potrzebujących historii. |
równie beznadziejna recenzja jak i ten cały serwis.. 
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
konrad white1
Fan
Dołączył: 20 Wrz 2005 |
Posty: 133 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: LubLin |
|
 |
Wysłany: Śro 8:44, 30 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
zobacz recenzje w najnowszej machinie ... brak słów, pisze człowiek który chyba nie wie co recenzuje
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
konrad white1
Fan
Dołączył: 20 Wrz 2005 |
Posty: 133 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: LubLin |
|
 |
Wysłany: Śro 8:53, 30 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
ze strony sonic records
RACONTEURS, THE Consolers Of The Lonely
25.03.2008, CD, XL RECORDINGS
Drugi album firmowanego przez Jacka White'a i Brendana Bensona zespołu The Raconteurs spada na fanów w powielkanocny wtorek niczym grom z jasnego nieba. Ale to jeden z tych gromów, który jest nie tyle dopustem bożym, ile błogosławieństwem.
Tym razem przedpremierowego zgiełku nie było - nie tak, jak przed dwoma laty, kiedy ukazanie się „Broken Boy Soldiers" obtrąbiano wszem i wobec jako dzieło supergrupy z Detroit, którą stworzyli Jack White z The White Stripes (tak naprawdę, to jedyna supergwiazda w tym ensemble'u), jego stary przyjaciel z Detroit, singer-sonwriter Brendan Benson oraz dwójka dojeżdżających z Cincinnati muzyków z grupy Greenhornes: perkusista Patrick Keeler i basista Jack Lawrence. Milczenie spowijające ukazanie się „Consolers Of The Lonely" oraz ścisłe embargo na prezentację nagrań z płyty (nawet singla „Salute Your Solution"), obowiązujące do 25 marca, kiedy album znajdzie się w sklepach prawdziwych i wirtualnych, to jednak nie jest jakiś kolejny przejaw ekscentryczności White'a i kolegów. To przemyślany zamach - kolejny, jeśli go umieścimy w szerszym kontekscie ostatnich posunięć Radiohead, The Charlatans, Nine Inch Nails czy R.E.M. - na reklamowe, marketingowe i wydawnicze dogmaty przemysłu muzycznego. The Raconteurs, nagrawszy cały album w ciągu tygodnia na początku marca, odcięli się zdecydowanie od medialnej machiny promocyjnej, mielącej każdy produkt, jaki dostanie się w jej tryby na trywialną, mdłą papkę. „Chcieliśmy, aby ta płyta dotarła do fanów, prasy, radia, itd., DOKŁADNIE W TYM SAMYM CZASIE, tak aby nikt nie miał nad nikim przewagi w zakresie dostępności do niej, odbioru czy percepcji - tłumaczy swym fanom zespół. - The Raconteurs woleliby, aby to wydawnictwo nie było definiowane przez wskaźniiki jego sprzedaży w pierwszym tygodniu, przedpremierową promocję, czy kogoś, kto ZA WAS dokona jego interperetacji, zanim wy sami go wysłuchacie".
Przekładając z angielskiego na polski, a potem z polskiego na nasze, to, mówiąc krótko, nic innego, tylko wyzwanie rzucone mediom, które w swych weekendowych wydaniach zwykle nicują na wszystkie strony wszystko to, co ma dotrzeć do fanów w poniedziałek. Jednak The Raconteurs nie idą na wojnę z dziennikarzami, oni jedynie mówią im: „ Chcemy to zrobić po swojemu". Aby na coś takiego się poważyć trzeba mieć - taka jest prawda - mocną pozycję na rynku. A taką mają i sam White - bezdyskusyjnie najciekawsza postać w rocku, jaka wyłoniła się z nurtu nowej nowej fali po 2000 roku - i The Raconteurs po sukcesie komercyjnym i prestiżowym albumu „Broken Boy Soldiers". Trzeba mieć również - a może przede wszystkim - niezachwianą wiarę w zwycięstwo swojej artystycznej wizji nad marketingiem.
„Consolers Of The Lonely" wiarę tę usprawiedliwia. To konsekwentna kontynuacja „Broken Boy Soldiers", na którym The Raconteurs z nonszalancją, ale i miłością złożyli za jednym zamachem hołd i rockowej tradycji, i dziedzictwu ludowej muzyki amerykańskiej. Nie inaczej jest teraz, w końcu taka była idea, przyświecająca od początku twórczości zespołu. White przecież w ciągu krótkich dwóch lat nie przestał kochać bluesa, country i garażowego rocka, a Benson - Beatlesów, Stonesów i innych wykonawców z lat 60. i pierwszej połowy 70. Jeśli jednak debiutancki album zawierał 10 stylowych, doskonale skrojonych na miarę dawnych singlowych hitów utworów, to „Consolers Of The Lonely" wyraźnie aspiruje do kategorii albumów koncepcyjnych. Nie tyle może tych podporządkowanych bardzo wyrazistej fabule, jak rock-opery The Who (choć do mniejszych dramaturgicznych form tego zespołu, jak „Baba O'Riley", są tu wyczuwalne aluzje, choćby w „Rich Kid Blues"), ile tych utrzymanych w bardziej abstrakcyjnej i wielowątkowej stylistycznie poetyce, jak klasyczne dzieła gatunku: „Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles, „S.F. Sorrow" The Pretty Things czy „Village Green Preservation Society" The Kinks. Pewnie dlatego The Raconteurs podkreślają w swych oświadczeniach, że najlepiej ich nowej płyty słuchać na winylu i dążą do tego, by w sprzedaży internetowej sprzedawano go wyłącznie w całości, a nie na pojedyncze piosenki. To jednak ze względów technicznych nie jest chwilowo możliwe, ale podobno ma wkrótce być, tak że detaliści wszystkich krajów, spieszcie się!
Na sklasyfikowanie w kilku słowach wszystkich terytoriów, po jakich grasują The Raconteurs na „Consolers Of The Lonely" trzeba by pewnie dysertacji o objętości pracy magisterskiej. Co jednak - obok oczywistych rewizyt w miejscach narodzin bluesa i country („Old Enough", „Pull The Blanket Off") - rzuca się w oczy i uszy, to zaabsorbowanie hard i blues-rockiem wczesnych lat 70., jakby z okolic Led Zeppelin, Free i Stonesów z okresu „Exile On Main Street" („Consoler Of The Lonely", „Salute Your Solution", „Hold Up"), lecz również, dla przeciwwagi, w miejscach wcześniej eksploatowanych przez Boba Dylana, Grama Parsonsa i Neila Younga. Co u The Raconteurs jest nowością, to odwiedziny w legendarnym studiu Muscle Shoals, gdzie powstawały klasyczne nagrania gospels i soul, co dokumentują znacząco podkreślone grą sekcji dętej utwory „The Switch And The Spur" i „Many Shades Of Black". Nic jednak nie jest tu jednoznaczne, łatwo dające się zaszufladkować czy zdefiniować. To co z talentów, erudycji i ambicji członków The Raconteurs powstało, to imponująca, w pełni autorska panorama płynnie przenikających się i wzajemnie inspirujących tradycji: tych starych, kształtujących muzyczną tożsamość Ameryki w czasach przedrockowych, jak i nowszych, właśnie rockowych - kosmopolitycznych, będących już domeną globalnej popkultury.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
Chaosu
Fan
Dołączył: 16 Paź 2007 |
Posty: 151 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Śro 14:44, 30 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
Z tym że to co jest na Sonic Records to nie recenzja tylko informacja prasowa, słowo w słowo tłumaczone z angielskiego.
Mam nadzieję że coś przyjaznego pojawi się w teraz rock albo moze metal hammer (mają tam krótkie recki większości nowych płyt rockowych).
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
Chaosu
Fan
Dołączył: 16 Paź 2007 |
Posty: 151 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Warszawa |
|
 |
Wysłany: Śro 23:27, 30 Kwi 2008 |
|
 |
|
 |
 |
I proszę, tata przyniósł mi właśnie najnowszy Teraz Rock : )
4 gwiazdki z 5
Na początek propozycja: zapomnijmy na chwilę o tym, jak bardzo ten album zmienił bieg historii muzycznego show businessu. Jak obarczony buńczuczną i bezkompromisową decyzją - bądź co bądź - marketingową zapisze się na stałe w annałach rockowej muzyki, a szerzej - muzyki popularnej. Na bok niech odejdzie cały kontekst kulturowy, stereotypy, uprzedzenia, przedwstępne opinie. Nie było żadnego zamieszania.
Na swej drugiej płycie The Raconteurs prą do przodu z szybkością równej tej, która towarzyszyła wydaniu dzieła. Wciąż śmiało nawiązują do muzycznej tradycji, ale formuła zaproponowana na debiucie uległa znacznemu rozszerzeniu. Wtedy mieliśmy do czynienia ze zmęczonymi podróżą kowbojami, którzy popijali w saloonie whiskey i opowiadali historie o byciu prawdziwym mężczyzną, niejako przy okazji serwując dziesięć po prostu przebojowych nagrań. Dziś nie oferują łatwych rozwiązań. Nie ma ewidentnych radiowych wymiataczy (może z wyjątkiem Five On The Five i Attention, przy których po prostu chce się tańczyć). Mężczyźni są mocniejsi i silniejsi. Gitary spadają kaskadami, perkusja wybija z nieposkromioną wręcz siłą wcale niemiarowy rytm (przypominający The White Stripes), a sekcje instrumentalistów dętych, pojawiające się znienacka, potęgują chaos.
Ta płyta to hołd dla tych, którzy ukształtowali członków The Raconteurs jako artystów, Blues, country, ostry rock, wreszcie stylowy pop, wszystko to zmieszane i wstrząśnięte umożliwia stwierdzenie, że włożenie drugiego wydawnictwa The Raconteurs do szuflady „rock” będzie krzywdzącym uproszczeniem. No bo otwierające całość Consoler Of The Lonely, tętniące dysharmonią, częstymi zmianami metrum, hardrockowymi gitarami, dzieli tylko jeden numer od You Don't Understand Me, retro ballady na fortepian, w stylu Eltona Johna, może nawet Tori Amos (czy tylko ja mam skojarzenia z Cornflake Girl?). Kiedy pojawia się country, podkręcane archaicznie zaaranżowanymi smykami, to przywołuje psychodelię Białego Albumu (Old Enough). Top Yourself, rzecz o samobójstwie, to nic innego jak zagubione wspólne nagranie Neila Younga i Led Zeppelin. Hold Up to suita rockowa w wersji mini, z wyraźnymi podziałami na poszczególne części. W Many Shades Od Black White puszcza oko do słuchacza, nawiązując do Conquest z ostatniej płyty macierzystego zespołu.
Ironia i dystans to podstawowe składniki dania pod tytułem The Raconteurs. Bo pozornie nieprzystające do siebie elementy tu brzmią doskonale. Pomysł goni pomysł, nie pozwalając odetchnąć ani przez moment. Inaczej jest w drugiej części zestawu, znacznie spokojniejszy - niestety, tu wkrada się średniactwo, przez swą poprawność trochę nużące. Oczywiście, przyznanie tej płycie 4 gwiazdek to tak jak 10 dla jakiegoś innego zespołu, ale towarzyszy mi nieodparte wrażenie, że koniecznie jest dalsze rewitalizowanie wizerunku i szukanie nowych rozwiązań. Choć pewnie będzie i tak, że za 30 lat to ten zespół właśnie będzie stanowić inspirację dla młodych muzyków, któzy powiedzą: To właśnie dzięki odnalezionej na strychu płycie The Raconteurs wziąłem po raz pierwszy do ręki gitarę. O ile coś takiego jak gitara za 30 lat będzie miało jakikolwiek sens. Dziś - co bezsprzecznie, mimo pewnych wad, pokazuje ta płyta - z pewnością ma.
Maciek Tomaszewski
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
 |
 | |  |
Konrad
Maniak
Dołączył: 31 Maj 2005 |
Posty: 223 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
Wysłany: Pon 1:11, 05 Maj 2008 |
|
 |
|
 |
 |
Mi się płyta nie bardzo podoba, porównując ją do debiutu to wypada naprawdę cienko. Za dużo w niech wpływów Whita, mogła by robić za nowa płytę WSów. Wiem że rzucam krótkie zdania bez argumentów ale co tu pisać, muzykę trzeba czuć, a ja jej na Consoler Of The Lonely nie czuje po paru przesłuchaniach nawet.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
mithape
Administrator
Dołączył: 30 Maj 2005 |
Posty: 1114 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy
|
|
Skąd: Wadowice |
|
 |
Wysłany: Śro 14:04, 14 Maj 2008 |
|
 |
|
 |
 |
Dopiero teraz przesłuchałem tej płyty. Po pierwszym przesłuchaniu, refleksje takie: Chłopaki z pewnościa umia pisac dobre piosenki, ale do debiutu sie nie umywa, jak na mój gust
|
Post został pochwalony 0 razy
|
Cali
Słuchacz
Dołączył: 29 Mar 2008 |
Posty: 56 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: jaworzyna śląska |
|
 |
Wysłany: Czw 8:41, 15 Maj 2008 |
|
 |
|
 |
 |
słuchaj dalej, będzie lepiej ; ) ja nie mogę sie od tej płyty oderwać.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 3
|
|
|
|  |